Trener personalny to wspaniały zawód tworzony głównie przez młodych, zdrowych, świetnie wyglądających i wysportowanych ludzi, często z przeszłością sportową zawodniczą lub trenerską. Obserwując tę profesję z perspektywy ostatnich 15tu lat muszę przyznać, że poziom kadry trenerskiej podniósł się w niesamowity sposób i ten poziom cały czas rośnie. Obecnie trenerzy to w bardzo wielu przypadkach świetnie wyedukowani i przygotowani do pracy fachowcy. Wykształcenie akademickie i podyplomowe uzupełnione wieloma specjalistycznymi kursami to w wielu miejscach standard. Dzięki temu, trener personalny swobodnie może współpracować i wymieniać informacje z fizjoterapeutą i lekarzem. Oferowane na rynku szkolenia również cały czas poprawiają swoją ofertę tak aby jak najlepiej odpowiadała ona potrzebom rynku.

Natomiast obok kwestii profesjonalnego przygotowania merytorycznego istnieje jeszcze kwestia podejścia do klienta/podopiecznego na którą ogromny wpływ ma EGO trenerskie… Naturalna selekcja do tego zawodu powoduje, że to EGO trenerzy często mają delikatnie mówiąc DUŻE. Wynika to głównie z przeszłości sportowej, niespełnionych ambicji zawodniczych lub czerpania wzorców ze sportu wyczynowego oraz silnej i dominującej motywacji władzy lub osiągania.

W jaki sposób może to się przekładać na relacje i współpracę z podopiecznymi? Podam tu kilka przykładów.

Obserwuję pewną modę kierunkowania się na trening przygotowania motorycznego. Sam przez pewien czas byłem w tym nurcie i zgłębiałem wiedzę przeznaczoną dla sportowców wyczynowych, których zawodem jest rywalizacja na najwyższym poziomie i jest to ich jedyne zajęcie jakie wykonują. Mocne treningi, skomplikowane ćwiczenia, zawiłe plany treningowe i periodyzacje nie są w zdecydowanej większości przeznaczone dla „typowego” podopiecznego, który dwa razy w tygodniu przychodzi się poruszać i miło spędzić z nami czas. Poza treningami ma milion innych obowiązków, prace zawodową, rodzinę i ograniczone możliwości regeneracji. I tu EGO trenera podpowiada mu, że taki trening jest mało „sexy” bo progres jest nieduży, bo ćwiczenia są proste, bo nie ma się czym pochwalić na IG a dodatkowo podopieczny nie za bardzo chcę się zmęczyć i dać z siebie 100%. Trenerowi wydaje się, że takie treningi są gorsze, mniej ważne, nudniejsze bo przecież do wyższych celów trener jest stworzony i przygotowany…

Nie jest to problem podopiecznego oczywiście tylko braku dojrzałości emocjonalnej i profesjonalnego podejścia trenera. Dla 95% klientów nasze sportowe zapędy należy odstawić na bok i dostosować poziom trudności do osoby, z którą pracujemy.

Tu również możemy osiągać ciekawe rezultaty i spore progresy ale cały czas na poziomie amatorskim.

Przekonywanie podopiecznego, że „nie wolno odpuszczać” oraz że „musi dać radę” to kolejne bzdury jakie czasem zdarza mi się słyszeć i to również uwarunkowane jest problemami z okiełznaniem własnego EGO. Oczywiście, że czasem trzeba odpuścić, nawet w wyczynowym sporcie a co dopiero w tym amatorskim z jakim mamy do czynienia. Nie mówię tu o odpuszczaniu samych treningów w kontekście frekwencji tylko tego co na nich robimy. Jeśli regeneracja jest słaba, nakładają się na to problemy w pracy, rodzinne itd. to ostatnią poradą jaką trener powinien dać podopiecznemu będzie „idziesz na maksa” lub „no pain no game”.

Jest cała masa szkoleń (ja to nazywam gadżeciarskich) które trenerzy robią zdecydowanie bardziej dla siebie niż ze względu na podopiecznych, z którymi pracują. Następstwem tego jest też komunikacja jaką często widzimy.

Mam wrażenie, że trenerzy częściej w swoich mediach społecznościowych i na stronach internetowych komunikują się bardziej do…innych trenerów zamiast do odbiorcy końcowego, który im zapłaci. Powód jest znowu ten sam…sformułowanie „trening przygotowania motorycznego z elementami korekcji wzorców ruchowych” brzmi bardziej sexy niż „trening ogólnorozwojowy poprawiający sprawność i zdrowie”. Ta pierwsza opcja dla naszego potencjalnego klienta to totalny bełkot. Pewnie szybko znajdziecie podobne przykłady z innych branż i sytuacji, kiedy sami padacie ofiarą takiej komunikacji (jest to tzw.”klątwa wiedzy” kiedy specjalista w prosty sposób nie potrafi lub nie chce przekazać nam informacji których potrzebujemy) np.w urzędach, u lekarzy czy budowlańców. Jestem przekonany, że sami wolelibyście, żeby specjalista komunikował się z Wami w zrozumiały dla Was sposób.

Zostawiam Was z tymi przemyśleniami, zdecydowanie da się znaleźć obszary gdzie można z powodzeniem realizować swoje pasje i być spełnionym z tego co się robi. Niestety w wielu przypadkach własne ambicje mogą przeszkodzić w realizowaniu podstawowych celów zawodowych jakimi są zwiększanie bazy klientów, możliwie długie ich utrzymywanie poprzez tworzenie zdrowych relacji i oczywiście zarabianie bo tym różni się praca od hobby.